Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska
340
BLOG

Agentura wpływu (cz. 3) - Rafał Brzeski

Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska Polityka Obserwuj notkę 0

Rodzice agenta NKWD przyjaźnili się z prezydentem USA i jego żoną.

 

Religia komunizmu

Komintern to międzynarodowa organizacja „sprzedajnych łajdaków i wyrzutków, gotowych na rozkaz Kremla walczyć wbrew interesom własnych krajów i narodów, prowadzących działania wywrotowe przeciwko całemu światu”.
Brytyjski delegat na II zjazd Kominternu określił zadanie tej organizacji jako wpajanie przekonania, że „komunistyczna Rosja jest nie tyle źródłem nauki, co miejscem najświętszym ze świętych, przed którym należy paść na twarz, jak wierny muzułmanin modlący się w Mekce”.
 
Fałszywi propagatorzy
Komintern miał oddziały w różnych krajach, a zadaniem każdego z nich było tworzenie i mobilizowanie lokalnej agentury wywiadowczej i agentury wpływu, przy czym niektóre sieci agenturalne działały oddzielnie, inne zazębiały się i przenikały.
W straszliwym okresie kolektywizacji rolnictwa, „rozkułaczania” i wymuszonego głodu, który pochłonął miliony ofiar, rolę szczególnie haniebnej agentury wpływu odegrali czołowi zachodni intelektualiści, politycy i dziennikarze, którzy „bezwstydnie przyczyniali się do tragedii, naiwnie lub z rozmysłem wychwalając ‚wspaniały’ eksperyment sowiecki i przekazując wypaczone, złudne lub fałszywe świadectwa katastrofy”.
Kiedy na Ukrainie i Północnym Kaukazie umierający z głodu nie mieli siły grzebać zmarłych i notowano liczne przypadki ludożerstwa, wybitne autorytety Zachodu przekonywały opinię publiczną, że najstraszliwszy głód we współczesnej historii jest wytworem antysowieckiej propagandy. Irlandzki dramaturg i myśliciel George Bernard Shaw zapewniał: „nie widziałem w Rosji ani jednej niedożywionej osoby: młodej lub dorosłej”, francuski polityk, dwukrotny premier, Edouard Herriot kategorycznie zaprzeczał „kłamstwom burżuazyjnej prasy, która twierdziła, że w Związku Sowieckim panuje głód”. Moskiewski korespondent dziennika New York Times Walter Duranty, który za swe reportaże z Rosji otrzymał w 1932 roku nagrodę Pulitzera, z pozycji świadka wydarzeń przekonywał, że „każde doniesienie o głodzie w Rosji jest przesadą lub złośliwą propagandą”.
Brytyjscy piewcy socjalizmu, Beatrice i Sidney Webb strofowali ukraińskich chłopów za „podkradanie ziaren z kłosów”, co w ich opinii było „bezwstydną kradzieżą kolektywnej własności”. Pod batutą autorytetów chór apologetów robotniczo-chłopskiej władzy był tak liczny i hałaśliwy, że zagłuszał skutecznie głosy prawdy i rozsądku, narzucając jedynie słuszną interpretację wydarzeń i politycznie poprawny obraz sytuacji wewnętrznej w Związku Sowieckim.
 
Kluby niewiniątek
Wirtuozem organizowania sowieckiej agentury wpływu w Europie Zachodniej był Willi Muenzenberg, jeden z założycieli Komunistycznej Partii Niemiec i przywódca Młodzieżowej Międzynarodówki Komunistycznej. Za jego przykładem lokalne oddziały Kominternu zakładały liczne agendy, które Muenzenberg nazwał cynicznie „klubami niewiniątek”.
W latach wojny z Polską i później, miały one oddziaływać na świadomość elit polityczno-kulturalnych poszczególnych krajów. „Musimy...mieć w ręku artystów i profesorów, wykorzystać teatry i kina, by szerzyć za granicą doktrynę, iż Rosja gotowa jest poświęcić wszystko, aby utrzymać pokój na świecie” – zalecał Muenzenberg.
Natomiast ekspert w prowadzeniu destrukcyjnych akcji propagandowych, członek Komitetu Wykonawczego Kominternu Karl Radek (Karol Sobelsohn) instruował towarzyszy, że działalność inspirowanych przez Komintern organizacji, stowarzyszeń i klubów winna być wymierzona w kraje, „w których nie jesteśmy wystarczająco silni”.
 

Pomoc ofiarom niemieckiego faszyzmu

Muenzenberg dysponował olbrzymimi sumami, które wykorzystywał do bardziej lub mniej skrytego manipulowania wydawnictwami, redakcjami gazet lub wytwórniami filmowymi, co przysporzyło mu przydomek „czerwonego milionera”, korespondujący znakomicie z jego upodobaniem do komfortowego życia w kapitalistycznym luksusie.
Największym osiągnięciem Muenzenberga było utworzenie w 1933 roku w Paryżu Światowego Komitetu Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu. Z pozoru była to niezależna, pozarządowa i ponadpartyjna organizacja filantropijna. Przewodniczącym międzynarodowego zarządu był lord Marley, członek brytyjskiej Izby Lordów, a prezesem Albert Einstein. W rzeczywistości jednak paryski sekretariat Komitetu zarządzany był „przez czysto komunistyczną klikę, kierowaną przez Muenzenberga i nadzorowaną przez Komintern”.
Światowy Komitet Pomocy Ofiarom Niemieckiego Faszyzmu patronował wydanej w 1933 roku Brunatnej księdze hitlerowskiego terroru i spalenia Reichstagu, uważanej obecnie za „najskuteczniejszą publikację propagandową w historii Kominternu”. Jej okładkę zmanipulowano bardzo zgrabnie.
Albert Einstein ze zdumieniem stwierdził: „moje nazwisko zostało wydrukowane w angielskim i francuskim wydaniu w takim miejscu, że wyglądało, jakbym to ja napisał tę książkę. To nieprawda. Nie napisałem w niej ani słowa”. Chociaż treść książki była daleka od wiarygodności, a cytowane w niej dokumenty zdemaskowano jako fałszerstwa, to jednak w lewicujących salonach Europy traktowano ją jak „biblię antyfaszystowskiej krucjaty” i szybko przetłumaczono „na ponad 20 języków, od japońskiego po jiddysz”.
Brunatna księga przysporzyła sowieckim służbom wywiadowczym więcej kandydatów do werbunku niż jakakolwiek inna publikacja, nie wykluczając serii 3 artykułów o Fuenfergruppen, czyli pięcioosobowych grupach konspiracyjnych, w które zorganizowali się ponoć niemieccy komuniści walczący z narodowosocjalistycznymi władzami III Rzeszy. Artykuły te opublikował New Statesman, czołowy tygodnik brytyjskiej lewicy. Ich autorem był Siemion Nikołajewicz Rostowski, nielegał OGPU (następcy CzeKa, a poprzednika NKWD), który pracował w Londynie jako dziennikarz pod fałszywym nazwiskiem Ernsta Henri.
 
Na korzyść Kremla
Brunatna księga oraz opowieści o Fuenfergruppen rozpalały wyobraźnię młodych ludzi studiujących na najlepszych uniwersytetach brytyjskich. Publikacje takie odpowiadały aktualnej taktyce OGPU, gdzie wykrystalizował się specjalny pion, którego zadaniem było wywieranie wpływu na decyzje innych krajów poprzez zaufane osoby uplasowane na wysokich szczeblach struktur państwowych. W odpowiedniej chwili ludzie ci mieli przechylać szalę na korzyść Kremla.
Początkowo próbowano wprowadzać własnych oficerów do politycznego establishmentu innych krajów, plasować ich w strukturach rządowych i pomagać w uzyskaniu awansu. Nie szczędzono nakładów, by zapewnić im odpowiedni status społeczny i pokryć koszty wystawnego życia towarzyskiego. Rezultaty były jednak mizerne.
 
Werbowanie młodzieży
Dopiero na początku lat 30. ubiegłego stulecia jeden z szefów wywiadu zagranicznego OGPU zaproponował, żeby wprowadzanie własnych oficerów kadrowych do obcego establishmentu zastąpić werbowaniem dzieci lokalnych polityków, urzędników państwowych, wpływowych osobistości, autorytetów akademickich, itp. Dzieciom z elity jest bowiem stosunkowo łatwo otrzymać stanowisko w aparacie państwowym, a ich szybki awans nie wzbudza zbytniego zainteresowania.
Rozpoczęta w latach 30., przez wszystkie sowieckie rezydentury na Zachodzie, energiczna kampania werbunkowa młodych ludzi z wpływowych rodzin przyniosła świetne wyniki. Struktury państwowe Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec zostały głęboko spenetrowane przez ludzi z najlepszych rodzin, wykształconych na najlepszych uczelniach, których zwabiono do „rewolucyjnego podziemia”, mamiąc heroiczną walką z faszyzmem i uczestnictwem w budowie lepszego świata pod sztandarami Komintermu.
 
Dojście do prezydenta USA
Takim budowniczym świetlanej przyszłości był m.in młody Amerykanin wykształcony w Cambridge, Michael Straight. Dziedzic olbrzymiej fortuny, który tysiącami dolarów wspierał Komunistyczną Partię Stanów Zjednoczonych (a w Wielkiej Brytanii dziennik Daily Worker) z entuzjazmem dał się zwerbować do NKWD.
Prowadzący go nielegał Arnold Deutsch w raporcie o postępach w indoktrynacji młodego milionera radził przełożonym na Łubiance: „jest przekonany, że pracuje dla Kominternu i jeszcze przez jakiś czas należy utrzymywać go w tym mniemaniu”.
Straight nie był tuzinkowym agentem. Jego rodzice przyjaźnili się z Franklinem i Eleonorą Roosevelt. Ojciec był znanym bankierem o szerokich znajomościach, a matka właścicielką wpływowego pisma New Republic. W przesłanej moskiewskiej Centrali rekomendacji podkreślono, że Straight ma licznych krewnych na wysokich stanowiskach w przemyśle, w tym w przemyśle lotniczym. Jego potencjalne możliwości wywiadowcze i wywierania wpływu były więc olbrzymie.
Moskwa dostrzegała ten potencjał, zalecając prowadzącym: „trzeba się nim opiekować, a co ważniejsze EDUKOWAĆ go, trzeba zrobić z niego naszego człowieka, przebudować jego mózg na nasz sposób”.
cdn.
 
 
 
 

Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka