Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska
355
BLOG

Michał Mońko - Bitwy o wieżę telewizyjną

Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska Polityka Obserwuj notkę 1

Bitwy o wieżę telewizyjną i radiową nie ustają od lat niemal dwudziestu. Wieża raz po raz przechodzi z rąk do rąk, zwycięzcy strącają z murów zwyciężonych. Z gabinetów wypychani są prezesi, dyrektorzy i szefowie anten. Spadają głowy prosto do fosy. Nowi panowie medialnej Bastylii tną na oślep, ale zawsze trafiają w przeciwników politycznych.

 

 

W zamieszaniu przepadają nie tylko służalcy władców telewizji, nie tylko miernoty, ale i profesjonalni, niezależni dziennikarze. Ta sytuacja powtarza się, gdy zmienia się władza polityczna nad telewizją.

Komuniści, powiewając znakami demokracji, wolności, dobra powszechnego – utrzymali i wzmocnili swoje pozycje w radiu i telewizji, korumpując przy tym kilku dziennikarzy spoza układu funkcjonariuszy partii i służb. Znany ze swoich związków z prawicą i Kościołem dyrektor produkcji telewizyjnej – wyrzuca niezależnych dziennikarzy, zgodnie z zaleceniami lewackiej władzy nad telewizją.

W radiu publicznym czystki przebiegły spokojniej niż w telewizji. Na progu dwa tysiące dziewiątego roku wieża radiowa została przejęta na skutek wewnętrznego puczu, a nie ataku z zewnątrz. Pucz udał się tylko dlatego, że puczyści zostali poparci przez kilku dyrektorów, których prawicowy prezes uważał za swoich najwierniejszych zauszników, a tymczasem byli oni w zmowie z puczystami.

No cóż, ileż to niezdobytych twierdz padło tylko dlatego, że bramy zostały wrogowi otwarte od wewnątrz?

 Kiedy gabinety prezesów radia i telewizji zajmują nowi ludzie,

załoga dziennikarska ma nadzieję, że może nie będą wyrzucać. Może nie zmniejszą wynagrodzeń. Może będą zlecenia, wyjazdy, praca. W sytuacji zagrożenia wszyscy milczą, nawet związki zawodowe, korporacje dziennikarskie, stowarzyszenia. Redakcje, zespoły, grupy atomizują się. Każdy myśli tylko o sobie, o przetrwaniu. Nikt nie zastanawia się nad programami, nad upadkiem publicznych mediów.

Media publiczne, zarówno radio, jak i telewizja, są coraz mniej rozpoznawalne w systemie innych mediów, a w sferze informowania coraz bardziej przegrywają ze stacjami komercyjnymi. Telewizja publiczna coraz bardziej komercjalizuje się w sferze programowania, a radio publiczne nie jest w stanie odnaleźć swej publiczności i krytykowane jest za niewywiązywanie się z obowiązku realizacji misji publicznej.

Zarządzanie mediami publicznymi wymusza na radiu i telewizji przede wszystkim konieczność dotarcia do maksymalnej widowni poprzez dotarcie do różnych grup widzów. Tego rodzaju działanie pokrywa się dokładnie z zadaniami mediów komercyjnych, nastawionych na maksymalizację zysku.

A zatem można uznać, że nadawca publiczny zrezygnował z reprezentowania interesu społecznego jako głównej zasady funkcjonowania radia i telewizji, pojmowanych jako dobro publiczne.

 Media publiczne, głównie zaś telewizja, jest w swej strukturze, w swej misji i w swych funkcjach zwyczajnym biznesem.

W organizacji tej nie ma miejsca dla niezależnej myśli i dla niezależnego, twórczego dziennikarstwa. Jest natomiast miejsce dla dziennikarza najmity, dla dziennikarza funkcjonariusza, który za pieniądze wykona każde zlecone mu zadanie. W tych warunkach interes narodu i państwa, który powinien być naczelną wartością i dyrektywą dla publicznego programowania, rozmywa się w obliczu fałszywie rozumianych zasad: neutrality, impartiality i balance.

W dyskusji o reformie mediów najczęściej prezentowana jest opinia, że media publiczne są zbyt upolitycznione, zależne od partii politycznych, media prywatne zaś poddane są zbyt daleko idącej komercjalizacji.

Nie mówi się, że wszelkie media, niezależnie od tego, kto nimi zarządza i jaka jest ich ekonomia polityczna, z natury są polityczne, bo przekazują nie tylko informacje, ale także ideologie. Nie dostrzega się też, że media prywatne, w przeciwieństwie do mediów publicznych, niewiele różnią się od innych spółek prawa handlowego, które produkują gwoździe papiaki albo zajmują się wyciskaniem oleju rzepakowego.

Po prostu spółki medialne produkują słowa i obrazy na sprzedaż.

Linia produkcyjna mediów elektronicznych różni się tym od linii produkcyjnej oleju rzepakowego, że produkty medialne dostarczane są bezpośrednio do umysłów publiczności.

Niedobry olej konsument może reklamować, może iść do rzecznika praw konsumenta, natomiast przed złym programem, kłamliwą informacją, głupotą i manipulacją musimy się obronić sami. Kiedy więc mówimy dziś o konieczności zreformowania radia i telewizji, powinniśmy widzieć nie tylko ich upolitycznioną strukturę, ale także ich psychotechniczną naturę.

Działające poza kontrolą społeczną media manifestują dziś swą niezależność od wszelkich publicznych obowiązków! Programy telewizyjne produkują i rozprzestrzeniają przede wszystkim politykę i jarmarczną rozrywkę. Telewizja przekazuje narracje, z których wyłania się pokraczny obraz Polski i Polaków. Brakuje narracji obywatelskich, formujących obywatelskie i patriotyczne postawy.

Kiedy w końcu lat osiemdziesiątych ludzie wystąpili przeciw scentralizowanej władzy i zniewoleniu, to zaatakowali wieże radiowo-telewizyjne. Bo wieże te słusznie kojarzyli ze znienawidzoną Bastylią komuny.

Pamiętamy, że komunizm trwał dopóty, dopóki władza miała w swoich rękach informacyjne Bastylie. Reżim Ceauşescu upadł wraz ze zdobyciem przez lud wieży radiowo-telewizyjnej w Bukareszcie. Sowiecka okupacja Litwy skończyła się wraz ze zdobyciem przez Litwinów wieży telewizyjnej w Wilnie. Jelcyn utrzymał się przy władzy, gdy zbrojnie obronił wieżę radiowo-telewizyjną Ostankino w Moskwie. O bitwach o media publiczne zrobiłem w 1993 film, emitowany nocą w TVP.

A co działo się przez ostatnie dwadzieścia lat w polskich mediach elektronicznych?

Po wyborach 4 czerwca 1989 roku Joanna Szczepkowska ogłosiła w telewizji koniec komunizmu. Nie oznaczało to jednak zdobycia przez Polaków informacyjnej Bastylii. Owa Bastylia przy ulicy Woronicza w Warszawie jest wciąż szturmowana i przechodzi z rąk do rąk. I tylko pozornie władza nad mediami w Polsce nie jest już władzą absolutną.

Rynek mediów nowej Polski nie jest już rynkiem zmonopolizowanym, ale też nie jest wysoko konkurencyjny. Zarówno media państwowe, jak i prywatne, mają identyczne albo podobne programowanie, podobną agendę informacji i identyczny albo zbliżony punkt widzenia na główne wydarzenia.

Rynek mediów w nowej Polsce jest raczej oligopolem, w którym sprawuje rządy kilku wielkich graczy i gdzie często dochodzi do niecnych praktyk zmowy. Stacje radiowe i telewizyjne powiązane są interesami z agencjami reklamowymi, ośrodkami badań społecznych i z wydawcami mediów drukowanych.

Na medialnym rynku oligopolu, poza głównymi graczami, istnieje wiele drobnych stacji i agencji, ale ich wpływ na rynek jest minimalny.

Dzisiejsze media pod względem techniki niewiele mają wspólnego z tymi sprzed roku 1989 roku.

Powszechny stał się przekaz internetowy; znane są nowe sposoby rejestracji obrazu i dźwięku, nowe sposoby montażu i emisji. Dzisiejsze media elektroniczne potrafią nie tylko rejestrować i przekazywać, ale także kreować, teatralizować i odgrywać zdarzenia.

Dzięki mediom elektronicznym demokracja i polityka we wszystkich jej przejawach odgrywana jest przed masową publicznością. Opozycyjne i alternatywne sposoby myślenia i działania stają się niemożliwe – tak wielka jest dominacja przemysłu perswazyjnego nad ludzkimi umysłami. Pokazuje się wyłącznie to, co jest ważne i korzystne z punktu widzenia dysponenta mediów.

Gra na widza nie jest zatem prostą relacją; jest przekładem rzeczywistości, interpretacją i ideologizacją tego, co odbiorca widzi i co ma akceptować.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że media są czymś więcej niż tylko narzędziami rejestracji i przekazu. Media przedstawiają zdarzenia i zjawiska, które nie muszą być obecne w rzeczywistości. Telewizja udostępnia swego rodzaju mentalną rzeczywistość poza ciałem i umysłem. Obraz na ekranie zastępuje ten w twoim umyśle, dzielisz zbiorową wyobraźnię i kolektywne myślenie, które telewizja ci udostępnia.

Jakie to kolektywne myślenie, jaką mentalność udostępnia telewizja nowej Polski?

Oto osiemdziesiąt pięć procent Polaków uznaje generała Jaruzelskiego za wielkiego męża stanu, który ocalił narodowy byt Polski!

Kolektywne myślenie, urobione przez telewizję i radio nowej Polski, pozwala uznać stan wojenny za mniejsze zło, dokonane w obronie Polski! I właśnie głównie to ogłupianie Polaków, nic innego nadto, powinno być wystarczającym dowodem, że działające w Polsce media elektroniczne, zarówno publiczne, jak i komercyjne, należy radykalnie zreformować i poddać nadzorowi społecznemu. Żeby nie działały przeciw społeczeństwu, przeciw narodowi i przeciw Polsce.

Do tej pory jedynie mówiło się u nas o demokratyzacji mediów. Niestety, w ostatnich latach zamiast demokratyzacji nastąpiła głęboka komercjalizacja mediów publicznych, szczególnie głównych ciągów produkcji telewizyjnej. Niewiele ma to wspólnego z dobrem publicznym i z interesem społecznym, natomiast wiele ma wspólnego z kasą telewizji publicznej.

Telewizja, jaką znam dobrze od lat, odwrócona jest tyłem do Polski i przodem do firm produkcji zewnętrznej, zwanych niesłusznie producentami niezależnymi.

Telewizja ta nie mówi dla publiczności, mówi w imieniu publiczności. Nie pokazuje Polski, pokazuje studio. Nie ma w telewizji reportaży, nie ma dokumentów. Wypowiedzi posłów i senatorów – wciąż tych samych – zastępują dyskurs publiczny z udziałem przedstawicieli grup społecznych. Opowiadania o Polsce ze studia dalekie są od prawdy o górnikach na Śląsku, o rolnikach na Podlasiu i o rybakach z Ustki.

Telewizja publiczna odróżnia się od radia znacznie szerszym układem rodzinnym i towarzyskim. Tutaj strach przed prywatyzacją jest udawany, bo niemal cała produkcja telewizyjna już od dawna jest sprywatyzowana i pozostaje w rękach firm zewnętrznych. Obecni szefowie firm to albo byli dyrektorzy i prezesi telewizji, albo potencjalni prezesi i dyrektorzy telewizji.

Można powiedzieć, że telewizja publiczna pozostaje od dziesięcioleci w kręgu towarzystwa, które zawsze miało w swych rękach media, zwane publicznymi. To są rody. To są rodziny. To są pokolenia telewizyjne. To są układy i zmowy. To są działania niejawne. Działania przeciw wolności. Działania przeciw Polsce.

Należy jasno powiedzieć, że publiczne media w dotychczasowej organizacji potrzebne są nade wszystko układowi rodzinnemu i towarzyskiemu. Nie jest prawdą, że właśnie jedna telewizja, zwana telewizją publiczną, zapewnia wielość opinii i rzekomo odzwierciedla różnorodność opcji politycznych i światopoglądów.

Otóż dzisiaj różnorodność opinii może i powinien zapewnić różnorodny rynek mediów, a nie jedna, szczególnie uprzywilejowana stacja telewizyjna. Nad tym rynkiem mediów powinna czuwać Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Ale instytucja ta, od lat krytykowana, jest stronnicza, traktuje media społeczne na równi z mediami komercyjnymi, eliminuje z rynku nadawców, którzy reprezentują opinie nieakceptowane przez władze polityczne.

Dzisiaj, w 2013 roku, mamy do czynienia z rynkiem zaawansowanych technologii komunikacyjnych, multimedial-nych, mamy do czynienia z rynkiem bez granic.

Dostęp do informacji może być o wiele łatwiejszy niż jeszcze dwadzieścia lat temu. Ale nie jest łatwiejszy. Na szczęście już nie musimy polegać na informacjach jedynie z Telewizji Polskiej.

Mamy dwudziesty pierwszy wiek i wszystko zmienia się szybciej niż w wieku dwudziestym. Nie zmieniają się tylko układy towarzyskie z lewa i z prawa. Przez całe lata media publiczne były własnością nie tyle kolejnych ekip rządzących, co tego samego układu towarzyskiego, powiewającego zawsze rekwizytami dobra, lewicy albo prawicy i Kościoła.

Ludzie marni, przypadkowi albo nasłani, niemający pojęcia o dziennikarstwie, przychodzili do radia i telewizji, zajmowali redakcje i fotele, wyrzucali z pracy profesjonalistów. W rezultacie nie ma dziś w mediach elektronicznych talentów, kotwic, osobowości.

Tymczasem na murach informacyjnej Bastylii widać raz po raz jakieś proporce, jakieś barwy. Niby jest spór o wartości, o idee między lewicą, liberałami i prawicą! Zupełnie inaczej to wygląda, gdy wszyscy – od lewej do prawej – zjeżdżają się do Grand Hotelu w Sopocie. Tam nie ma lewicy i prawicy, jest wspólnota firm zewnętrznych, wspólne obmyślanie dobrych interesów w publicznej telewizji.

Czy wobec tego ten biznesowy układ okupacji telewizji może być rozerwany poprzez likwidację dotychczasowej struktury i powołanie nowej struktury mediów publicznych?

Oto jest kwestia: być albo nie być rzeczywiście publicznej telewizji.

Ogłoszone przed kilku laty „Założenia do projektu ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie audiowizualnych usług medialnych”, można by rzec, nawiązywały do pomysłu z lat 1989-91 zburzenia informacyjnej Bastylii przy ulicy Woronicza. Projekt „usług medialnych” zapowiadał reorganizację mediów i finansowanie z budżetu państwa.

Gdyby tylko na tym miała polegać reforma, obecny układ towarzyski w liberalnych mediach, zwanych telewizją publiczną, ostatecznie by wzmocnił swą władzę nad produkcją, emisją i nad kasą, a publiczność nigdy by nie odzyskała mediów publicznych.

Pomysłem na demokratyzację ośrodków regionalnych może być organizacja radia i telewizji w Niemczech jako reakcja na narodowosocjalistyczną propagandę Rzeszy Niemieckiej.

Tam, w Republice Federalnej, nie ma federalnych mediów, jest natomiast radio i telewizja poszczególnych landów. Stacje pracują pod nadzorem rad społecznych, których członkami są przedstawiciele „istotnych grup społecznych”: partii politycznych, związków zawodowych, Kościołów, stowarzyszeń etc.

Po zdobyciu władzy przez PO zapowiedziano, że środki budżetowe z Funduszu Zadań Publicznych będą przydzielane zarówno nadawcom publicznym, jak i prywatnym. Ten sposób funkcjonowania mediów znany jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie stacje komercyjne, jeśli wyprodukują i wyemitują programy uznane za misyjne, mogą otrzymać środki z Federalnej Komisji Komunikacji. To jest pomysł sprawdzony i może być brany pod uwagę także w Polsce.

Ale należy zauważyć, że w USA nie ma tradycji funkcjonowania mediów publicznych i funkcjonowania komunistów w życiu publicznym.

Kiedy zatem mówimy o głębokiej reformie mediów, trzeba pamiętać, że media publiczne, komercyjne i społeczne nigdy nie były cnotliwe, zawsze były selektywne, wybiórcze, interesowne, zawsze mówiły i dzisiaj mówią w czyimś imieniu i reprezentują czyjś interes i czyjś punkt widzenia.

Tym bardziej potrzebna jest w Polsce nie tyle Rada Mędrców, co społeczna kontrola nad właściwym użytkowaniem władzy nad mediami, szczególnie nad informacyjną Bastylią. Wszystkie poważniejsze znane modele polityki w dziedzinie komunikowania masowego stawiają sobie za cel społeczne zarządzanie mediami. Wiadomo bowiem nie od dziś, że społeczeństwo pozbawione władzy nad mediami jest społeczeństwem niemym i niesuwerennym.

Hasło na bilbordach: „Nie ma zgody na milczenie” powinno odnosić się do opinii publicznej, a nie tylko do wąskiej grupki właścicieli gazet, stacji radiowych i telewizji.

Zawsze – w czasach Peerelu i po Peerelu – ktoś mówił do Polaków, ktoś ich karcił, strofował, namawiał, tłumaczył, opiniował; natomiast rzadko Polacy mówili do siebie, rzadko rozmawiali ze sobą za pośrednictwem mediów. Bo w czasach PRL media należały zawsze do komunistów, a w nowej Polsce należą m.in. do właścicieli rozlewni wody gazowanej.

Znamienne są słowa z czasów rewolucji francuskiej, kiedy to Georges Danton, jeden z przywódców rewolucji, członek Konwentu, zwany „tytanem rewolucji”, powiedział: „Gdybyśmy mieli media, gdyby lud miał media, rewolucja byłaby zbyteczna”. W nowej Polsce konieczna jest rewolucja w sferze zarządzania mediami, bo media – jak wynika z protokołów Komisji Sejmowej, zajmującej się sprawą Rywina – „znajdują się w rękach grupy trzymającej władzę”.

Chodzi dziś o to, aby komunikowanie było prawem obywatela, a społeczeństwo delegowało wykonywanie tego prawa profesjonalistom, zachowując sobie możliwość sprawowania kontroli nad właściwym użytkowaniem władzy nad informacją.

 

Michał Mońko

 

Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka